Popkulturowy tygiel

Strona poświęcona popkulturze


Czerwiec 14, 2020

Wampiry, mutanty i przedwieczne szkarady – historia monster movies

monster movies

Potwory stanowią nieodłączny element fikcji fantastycznej. Zaludniały niezwykły świat mitów, przewijały się w podaniach oraz legendach i niejednokrotnie służą dziś za symbol folkloru danego regionu. Opowieści o nich spędzały sen z powiek pokoleniom słuchaczy, czytelników, a w końcu i widzów. Zajrzyjmy więc do najgłębiej ukrytych lęków i zobaczmy jak monster movies stały się nieodłącznym elementem filmowego krajobrazu.

Potwory zajmują w filmowym krajobrazie miejsce wyjątkowe. Monster Movies jako gatunek rozwijało się niemal od początków kinematografii. Pojawia się najczęściej w kontekście podgatunku horroru, jednak często jego przedstawicieli można znaleźć również w kinie przygodowym, familijnym czy komedii. Najczęściej punktem wyjścia dla filmów tego gatunku jest starcie bohaterów z jawiącymi się jako nienaturalne potworami. Antagonizowane monstra posiadają zazwyczaj nadprzyrodzone albo pseudonaukowe pochodzenie, a ich wrogie nastawienie wymyka się klasycznemu osądowi i jest ściśle związane z polem działań człowieka. W istocie historie o potworach służyły jako obraz lęków swoich czasów, niejednokrotnie doszukać się można w nich było społeczno-politycznego komentarza.

Jako protoplastę monster movies uznaje się Golema w reżyserii Paula Werengera z 1915 roku. Początku historii monster movies jakie znamy, należy doszukiwać się jednak w 1922. To właśnie wtedy światło dzienne ujrzał Nosferatu: Symfonia grozy – arcydzieło swoich czasów, jeden z pierwszych horrorów i zarazem nieautoryzowana adaptacja słynnego gotyckiego horroru Brama Stokera pt. Drakula. Zmiana nazw miejsc, imion postaci i samego słowa wampir na „nosferatu” nie pomogła filmowi Friedricha Wilhelma Murnau uniknąć złożonego przez wdowę po Stokerze pozwu o plagiat i naruszenie praw autorskich. Wyrokiem sądu nakazano zniszczyć wszystkie kopie filmu.

Tym którym Nosferatu się jednak obejrzeć udało, byli oczarowani. Zainspirowany obrazem dramaturg Hamilton Dean przeniósł Drakulę na deski teatru, a jego scenariusz stał się podstawą pierwszej autoryzowanej adaptacji filmowej powieści Stokera. Dracula w reżyserii Toda Browninga okazał się artystycznym i komercyjnym sukcesem, odtwarzający tytułową rolę Bela Lugosi stał się ikoną kina grozy, a sam film dał początek cyklowi silnie inspirowanych niemieckim impresjonizmem monster movies o klasycznych potworach pokroju Frankensteina, Niewidzialnego człowieka czy mumii. Choć filmy ze stajni Universal z czasem stały się hurtowo produkowaną chałturą, pierwsze odsłony cyklu stanowią przykład wzorowego monster movie z mniej lub bardziej oczywistym drugi dnem.

Wraz z początkiem lat 50 blask klasycznych potworów przemijał, a franszyza upadała. Filmy z monstrami ze stajni Universal stały się wtórne, tkwiły w stagnacji, podczas gdy powszechne lęki drastycznie się zmieniły. Historie o wykluczeniu jednostki, samotności i powszechnym braku empatii silnie rezonowały z amerykanami w czasach Wielkiego kryzysu, jednak dobie atomu wydawały się błahe.

Lata 50 to boom na kino fantastyczno-naukowe. Groza nadnaturalna ustąpiła miejsca szalonym naukowcom, zmutowanym monstrom i widmie apokalipsy. Nuklearna paranoja stała się motorem napędowym monster movies tamtego okresu. Dominować zaczęły gargantuiczne potwory- zwierzęta, często insekty, które w wyniku licznych prób jądrowych zmutowały i nabrały ogromnych rozmiarów czy starożytne kryptydy przebudzone z wiecznego snu wskutek działań człowieka wyniszczającego naturalne środowisko. Choć utwory ze złotej ery science fiction tracą dziś nieco naiwnością w przedstawieniu zimnowojennych zagrożeń, nie można odmówić im pomysłowości i rewolucyjnych efektów specjalnych, które w przypadku Tarantuli czy They! niemalże się nie zestarzały.

Równie poważne, jak te dręczące Amerykanów leki, zaprzątały głowy Japończyków. Nacji, której nuklearna historia jest znacznie bardziej tragiczna, a skutki niszczycielskiej siły atomu widoczne były zza okien. Japonia stała się celem gigantycznych potworów, znanych powszechnie jako kaiju. Najpopularniejsza z nich – Godzilla stała się japońską ikoną popkultury, a mająca premierę w 2016 roku Shin Gojira, została okrzyknięta najlepszym filmem następującego po jej premierze rozdania japońskich nagród filmowych. Historie o Królowej potworów i jej podobnych Mothrze, Rodanie czy Gamerze stały się chłonną franczyzą, która doczekała się wzorem potworów Universalu licznych sequeli i crossoverów.

Choć większość filmów o kaiju kręciła się wokół dość prostego schematu, wydźwięk historii zazwyczaj okazywał się wyjątkowo chłodny, pobrzmiewały w nim echa doświadczeń wojennych i prowokował pytania o postępującą destrukcję środowiska naturalnego.

Na przełomie lat 60 i 70 kolebką monster movies stała się Wielka Brytania. To tam drugie życie w potwory znane z filmów wytwórni Universal tchnęło Studio Hammer Film Productions. Baron Frankenstein, Hrabia Drakula i Mumia powrócili w glorii i kolorze. Krew czerwona jak nigdy przedtem lała się obficie, a same filmy cechowała spora dawka eksploatacyjnej przemocy i erotyki. Filmy o niewielkich budżetach, które wprowadziły Petera Cushinga i Christophera Lee do panteonu legend filmów grozy zaskakiwały i bawiły, a młody Martin Scorsese traktował logo brytyjskiej wytwórni jako gwarancję nieszablonowego seansu, a filmy takie jak Dracula czy Vampire Circus szokują po dziś dzień.

Kolejne lata stały się okresem potwornej posuchy. Lata 80 to okres pojedynczych monster movies, które znacznie częściej sięgały po komedie niż grozę. Lata 90 to okres dominacji filmów z cyklu Park Jurajski, które mieszały dreszczowiec z hard science fiction.

Rozwój efektów specjalnych na początku lat dwutysięcznych spowodował nową falę filmów o potworach. Stały się one gwiazdami blockbusterów, tymczasem groza ustąpiła miejsca wysokooktanowej akcji. Kaiju równie dobrze co w Japonii czuły się w Stanach Zjednoczonych, a klasyczne potwory powróciły do łask.  Nowa fala filmów o potworach postawiła na pomysłowość, przełamywanie mitów, zabawę formą i dekonstrukcję. To jej owocem jest The Host Joon-Ho Bonga, przejmujący dramat społeczny, jak i kłaniające się tradycji monster movie. Wampiry, mutanty i przedwieczne szkarady ponownie zawładnęły wyobraźnią milionów i niech ten festiwal grozy trwa jak najdłużej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *